chmura tagów
Aktualności
PROSTO Z EKRANU. Siła sióstr
2020-02-23
Mimo zrealizowanych wcześniej kilkunastu ekranizacji (w tym ostatniej z 1994 roku, z Winoną Ryder i Christianem Balem w rolach głównych) Małe kobietki nadal stanowią interesujący temat dla współczesnego kina. To fenomen na miarę Ani z Zielonego Wzgórza - evergreen o dorastaniu, utraconym na zawsze beztroskim dzieciństwie i problemach dorosłości, z którymi na początku zmagamy się po omacku.
Gretę Gerwig lubię od czasów jej znakomitej tytułowej roli w Frances Ha z 2012 roku, kiedy to wcieliła się w postać zwariowanej i nieco zagubionej mieszkanki Nowego Jorku, która śmiało goni za marzeniami i nigdy się nie poddaje. Do dziś nie mogę jednoznacznie stwierdzić, czy był to bardziej dramat, czy komedia, jednak właśnie ta niejednoznaczność nadała Gerwig w moim osobistym rankingu miano "głosu mojego pokolenia". Tym razem Greta już po raz kolejny woli stać po drugiej stronie kamery, co jak wiemy od czasu wejścia na ekrany kin Lady Bird (2 Złote Globy i 15 innych nagród), wychodzi jej równie dobrze, jak bycie aktorką. O ile jednak historia dojrzewającej w kalifornijskim Sacramento Christine to uderzająco współczesny refleks przeistaczania się nastolatki w młodą kobietę, o tyle Małe kobietki w wykonaniu Gerwig okazują się uniwersalną opowieścią na ten sam temat. Uniwersalną zwłaszcza dlatego, że powieść Louisy May Alcott pod tym samym tytułem ukazała się w Stanach Zjednoczonych w połowie XIX wieku, a mimo to przyciąga uwagę i dotyka niestety wciąż aktualnych tematów ograniczania kobiecej wolności w sferze politycznej, ekonomicznej i społecznej.