chmura tagów
Aktualności
Kartoteka procesów o czary
2020-04-22
- Nie rozumiem, dlaczego "niewinna czarownica" na swoim pomniku zwykle posiada atrybuty... czarownicy. To jest winna czy nie? - mówi Bożena Ronowska, autorka książki Czarownice Himmlera. Z niemieckiej kartoteki procesów o czary.
W Pani książce przedstawione są dokumenty, które przed wojną zebrał zespół niemieckich naukowców badający procesy o czary. Nie podejrzewam nazistów o bezinteresowną chęć badania historii, zastanawiam się więc, do czego chcieli je wykorzystać?
Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Postawiono kilka hipotez, jedna z nich mówi o tym, że Niemcy gromadzili te akta w związku z ich zainteresowaniem metodami torturowania ludzi. Inna mówi wręcz, że w XVII wieku jedną ze spalonych kobiet za czary była krewna Heinricha Himmlera... Myślę, że wyjaśnienie tej zagadki jest nieco bardziej skomplikowane i powiązane nie tylko z historią XIX-wiecznych Niemiec, ale także z rodzącymi się wówczas ideologiami, których finał okazał się jednym z najstraszliwszych w XX-wiecznej Europie. Mam na myśli splot działań zdążających do uczynienia Niemców "rasą panów". Ofiary procesów o czary zostały wówczas uprzedmiotowione i użyte do wsparcia niemieckich imaginacji na temat dziedzictwa przodków. W tych tłumaczeniach czarownice zamordowane przez Kościół to ich wielkie "pramatki Germanki". Mamy więc "czystą rasę" i jej "wielkie" matki. Gromadzenie akt czarownic miało te fantazje uwiarygodnić i co ważne - potwierdzić wyższość Niemców nad innymi narodami. A przecież to była jedna wielka manipulacja, bo to nie Kościół skazywał ludzi za czary, lecz sądy świeckie. Mało tego, robiły to zgodnie z obowiązującym wówczas prawem...